Artykuł: Jakie zmiany dla organizacji w Kujawsko-Pomorskim RPO
Robi się zbyt późno na zmianę
Przyglądając się realizacji kujawsko-pomorskiego RPO oraz uczestnicząc w jego wdrażaniu i monitorowaniu – poprzez udział w realizacji projektów oraz członkostwo w Komitecie Monitorującym RPO – mogę tylko krzyknąć: kurtyna! Lepiej już było. Dla organizacji pozarządowych Program nic dobrego już nie przyniesie.
Organizacje nie rozwiną się dzięki niemu, nie zrealizują szerszych działań, nie zbudują trwałego zaplecza. Ta szansa przepadła, bowiem regionalne programy operacyjne perspektywy 2014-2020, i to nie tylko Program realizowany w Kujawsko-Pomorskiem, służą budowaniu i rozszerzaniu oferty podmiotów publicznych, więc miejsca na realizację inicjatyw i przedsięwzięć obywateli i ich zorganizowanych grup w tym systemie zwyczajnie nie ma. I nawet jeżeli zorientowanie na wspieranie pomiotów publicznych nie jest wyrażone wprost w dokumentach programowych i regulaminach konkursów, to dzieje się tak w praktyce. To podmioty publiczne są w stanie „zwiększać liczbę miejsc wsparcia”, realizować projekty wieloletnie zaplanowane dla dużych grup odbiorców i zorientowane na osiągnięcie wysokich wskaźników bez względu na posiadane obecnie doświadczenie czy potencjał organizacyjny. Organizacjom pozarządowym jest znacznie trudniej spełnić wymagania konkursów, udokumentować doświadczenia czy wykazać się dużymi obrotami finansowymi, które mają być gwarantem powodzenia projektu.
Niesmak pozostał
Oczywiście organizacje pozarządowe nie są specjalnie uprzywilejowaną grupą w dostępie do funduszy europejskich. Nie ma też powodu, aby wymagania konkursowe miały im ten dostęp specjalnie ułatwiać. Jednak szansę na rozwinięcie oferty i wzmocnienie stabilności organizacji realizujących dzięki funduszom europejskim również swoje cele statutowe już straciliśmy. Dlaczego tak się stało? Im dłużej system dostępu do unijnych środków na lata 2014-2020 był konstruowany, tym bardziej rosło zagrożenie, że fundusze nie zostaną wydane. Więc najprostszym rozwiązaniem służącym zniwelowaniu tego ryzyka okazało się tworzenie wymagań konkursowych zorientowanych na duże projekty, które pozwolą osiągnąć wysokie wskaźniki i jednocześnie zakontraktować duże kwoty pieniędzy. A im wymagania wyższe, tym grupa potencjalnych wnioskodawców mniejsza. Już pierwsze konkursy, głównie te finansowane ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego, pokazały dobitnie, że system naboru i oceny to monstrum, z którym mało kto jest sobie w stanie poradzić, tzn. przejść procedurę i podpisać umowę o dofinansowanie. Zasady były niejasne, wymagania niezliczone, narzędzia aplikowania niskiej jakości. I mimo, że w kolejnych kwartałach udało się wiele rzeczy uprościć, to – używając określenia z popularnego dowcipu – niesmak pozostał. Zainteresowanie organizacji kolejnymi konkursami nie rosło, a nastawienie na wyłanianie projektów rozbudowanych i dużych nie zmalało. Pewnych nadziei upatrywaliśmy jeszcze w tzw. instrumencie RLKS, które Kujawsko-Pomorskie zobowiązało się pilotażowo wdrażać, dedykując temu rozwiązaniu odrębny priorytet w RPO. Projekty w tym priorytecie mają być dedykowane lokalnym społecznościom i niewielkie pod względem finansowym. Jednak do dzisiaj poza stworzeniem struktury podmiotów, które odpowiadać będą za nabór i weryfikację wniosków korzystających z RLKS nie udało się ogłosić żadnego konkursu.
Oczywiście, powyższe przykłady trudności w dostępie do funduszy dla NGO nie są kompletną listą, jak też nie ograniczają się do problemów obserwowanych w jednej instytucji czy jednym regionie. Jednak z punktu widzenia potencjalnych wnioskodawców, wyliczanie kolejnych problemów systemu wdrażania i potakiwanie głową nad „obiektywnymi trudnościami” niewiele zmienia. Organizacje mają bardzo ograniczone możliwości aplikowania o środki UE i tyle!
Nie bać się zmiany
Kujawsko-pomorskie RPO to przedsięwzięcie za prawie 10 miliardów złotych przeznaczonych na dziesiątki typów projektowych, więc i elementów, które można zmieniać, a na pewno nad ich zmianą dyskutować jest całe mnóstwo. Wiele razy w III sektorze zabrnęliśmy w te dyskusje, również podczas spotkań z administracją, zgłosiliśmy liczne propozycje, byliśmy na spotkaniach, posiedzeniach, konsultacjach, a zmiana ciągle nas nie satysfakcjonuje. Głównie dlatego, że jest niewielka, bądź następuje zbyt wolno. Poza tym, pomysł ingerowania w założenia programów operacyjnych czy systemu wdrażania budzi popłoch, a jeszcze częściej natychmiastowy sprzeciw strony publicznej, bo przecież wszystko jest przemyślane, wynegocjowane, zapisane, nie da się, musi być tak a nie inaczej. Prościej jest rozmawiać o ewentualnych zmianach w procedurze niż nad założeniami systemu. Ale jeśli nie ma gotowości do nazwania słabości systemu i wad przyjętych rozwiązań, to tym bardziej nie pojawi się chęć do postawienie sobie ambitniejszych założeń i celów. I to zarówno po stronie instytucji dysponujących środkami z funduszy, jak i po stronie realizatorów projektów, a wśród nich organizacji pozarządowych.
Projekty grantowe i uwolnienie pomysłowości
Jakie nowe rozwiązania mogłyby korzystnie wpłynąć na wyższe zainteresowanie organizacji funduszami? Na poziomie RPO wskazałbym dwa elementy:
(1) uruchomienie metody regrantingu (grantowej) i to nie tylko w ramach RLKS, bowiem realizacja mniejszych projektów przez wiele podmiotów w różnych częściach województwa może dać bardzo wysoką sumę efektów. Niezależnie od tego, czy będą to projekty zorientowane na włączenie społeczne, edukacją czy rynek pracy. Organizacje realizować będą swoją misję działając dla najbliższej społeczności, a suma osiągniętych wskaźników i łączna kwota wydatków spełnią wymagania Programu;
(2) dodanie w poszczególnych poddziałaniach Programu typu projektowego pn. „inne służące osiąganiu celu Poddziałania”. Obecne rozwiązania w większości przypadków ograniczają konkursy do specyficznego typu zamówienia, precyzyjnie określając co, w jakiej ilości i na jakim poziomie jakościowym powinno zostać osiągnięte. W efekcie, ciekawe rozwiązania potencjalnie wpisujące się w osiąganie celu i wskaźników dla poddziałań i działań w RPO nie mogą być realizowane, jako niezgodne z wykazem konkretnych działań do przeprowadzenia. Tracimy na tym jako region, jako lokalne społeczności i jako organizacje. „Uchylenie” drzwi dla większej liczby inicjatyw projektowych wyjdzie programom operacyjnym na dobre.
Więcej jakości kosztem procedur
Dyskusje nad koniecznością zmian i usprawnień we wdrażaniu funduszy w Polsce nie będą miały końca jeżeli nie ograniczymy procedur i nie zawęzimy skali wymogów stawianych beneficjentom. I tutaj wskazałbym trzeci, stosunkowo szeroki postulat – konsekwentnego odchodzenia od wymogów i wytycznych dla beneficjentów na rzecz rozliczeń odnoszących się do wyniku. Zmorą systemu wdrażania zawsze była i pozostaje olbrzymia liczba wytycznych i wymagań, których znajomość okazuje się dla beneficjenta ważniejsza niż jego wiedza i kompetencje z obszaru tematycznego, w którym realizuje projekt. W efekcie, realizacja projektu urasta do rangi specjalizacji, a sprawozdawczość i kontrole w projektach to przede wszystkim weryfikacja… czy beneficjent nauczył się i w praktyce poprawnie zastosował wymagane procedury. I mimo, że wiele w tych kwestiach staramy się w kraju upraszczać, problem nadal pozostaje poważny. Obecnie procedury wnioskowania nie różnią się specjalnie od procedur przetargowych w związku z bardzo szczegółowymi oczekiwaniami ogłaszających konkursy co do zawartości wniosków. Różnica między wnioskiem a klasycznym przetargiem polega chyba tylko na wymaganiu od oferenta stosowania metodologii projektowej i… obowiązku wniesienia wkładu własnego. Proponuję, przesuńmy akcent weryfikacji projektów na ocenę ich efektywności i jakości.
Rozszerzenie, w obecnej perspektywie finansowej, stosowania modelu kwot ryczałtowych na projekty o wartości do 100 tys. euro wkładu publicznego jest krokiem w tym kierunku. Bez weryfikacji dokumentacji, bez zasady konkurencyjności, bez specjalnych wymagań co do zaangażowania personelu – przede wszystkim weryfikujemy w projektach efekty i, obecnie w trochę mniejszym stopniu, jakość. Jednak metoda ta jest nadal niszowa, bowiem – jak wskazałem powyżej – większość projektów to przedsięwzięcia z dużym budżetem, dla których nie stosuje się modelu kwot ryczałtowych. A przez to, że jest ona nierozpowszechniona, wywołuje niepewność i niezrozumienie u wnioskodawców i w instytucjach przyznających dofinansowanie. Trudno się dziwić, bo zwyczajowo rozliczenie dotacji ze środków publicznych jest rozliczaniem tabel z wykazem faktur, a tylko w niewielkim stopniu weryfikacją powodzenia projektu, jakości jego realizacji i efektywności przeprowadzenia.
Z pewnością ta krótka lista proponowanych zmian to za mało, by powiedzieć, że ich wprowadzenie spowoduje stuprocentowe i efektywne wykorzystanie środków unijnych przy licznym udziale organizacji pozarządowych. Można też uznać, że zmieniać nic nie warto, bo żadna z instytucji zaangażowanych w programowanie i wdrażania funduszy w Polsce się na daleko idące zmiany nie zgodzi, od Komisji Europejskiej zaczynając. Sugeruję jednak, aby próbować. Albo opuścić kurtynę i przestać udawać, że coś z tego będzie.
Kilka słów o autorze:
Jan M. Grabowski, na co dzień związany z Kujawsko-Pomorską Federacją Organizacji Pozarządowych, reprezentuje sektor pozarządowy w Komitecie Monitorującym Regionalny Program Operacyjny Województwa Kujawsko-Pomorskiego, uczestniczy w pracach Forum ds. uproszczeń systemu wykorzystania środków funduszy Unii Europejskiej przy Ministrze Rozwoju.
Stała Konferencja ds. Europejskich 2018
Artykuł powstał dzięki wsparciu ze strony Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach ścieżki Wspieranie organizacji pozarządowych – działania rzecznicze 2017.